Dziękuję Wam bardzo za komentarze pod ostatnim postem! Ze mną jest już prawie dobrze, więc z uśmiechem nadrabiam wszystkie zaległości. Ale te dni są dla mnie pewną nauką na przyszłość. Przy okazji wizyty kontrolnej pani doktor uświadomiła mi, jak słuszna była moja szybka reakcja w postaci wizyty u lekarza. Podobno bardzo często ludzie przeczekują dolegliwości - a nuż przejdzie! W momencie, gdy ja zgłosiłam się po paru godzinach, po tygodniu nie będę już pamiętać, że cokolwiek było nie tak. Gdy ktoś się zgłasza po dwóch dniach, leczenie może trwać nawet miesiąc. MIESIĄC!
Sama mam skłonność do unikania lekarzy. To czekanie w kolejkach, tysiące leków, które trzeba przyjmować przed, po i w trakcie posiłków, i jeszcze tygodniami po przejściu objawów... to nie zachęca. Zawsze wierzę, że wystarczy się wygrzać, wypić ciepłą herbatę z sokiem malinowym, i będzie dobrze. Ale może nawet zwykłe przeziębienie wcale nie jest tym, na co wygląda? Tyle się teraz mówi o nowotworach i profilaktyce...
Wystarczy! Jeszcze chwila i zostanę hipochondrykiem! ;) Ale fakt jest faktem - lepiej poświęcić chwilę i pójść do lekarza, nawet z błahą sprawą, niż zostać w domu i pozwolić rozwinąć się jakiemuś poważnemu choróbsku. A zawsze można powiedzieć lekarzowi, czy zależy nam na jak najszybszym zlikwidowaniu objawów i powrocie do pracy, czy wolimy pomęczyć się trochę dłużej, ale bez faszerowania lekami. Przecież to też ludzie, zrozumieją. Nie mają obowiązku przepisywania nam antybiotyków. A dzięki temu spokojnie możemy się wygrzewać pod pierzynką bez obaw, że nasz niewinny kaszelek to początek zapalenia płuc.
Toteż dbajcie o siebie, moi mili! Niech łóżka nie kojarzą nam się z chorowaniem. Sezon jesienno-zimowy sprzyja rozwojowi wszelkich paskudztw, ale mam nadzieję, że wszyscy dotrwamy do wiosny cali i zdrowi. :)